Anna Szalbot urodziła się w Wiśle Malince i tam spędziła pierwsze lata w bardzo ciężkich warunkach. Po śmierci ojca, matka wyszła powtórnie za mąż i zmarła przy kolejnym porodzie, wtedy dziadkowie zabrali ją do Nydku. Tutaj, w szkole, po raz pierwszy zetknęła się z harcerstwem. Po śmierci dziadków wróciła do Wisły i pracowała na gospodarstwie Poloczków.
Po tragicznej śmierci narzeczonego, zdecydowała się na naukę w szkole pielęgniarek w Zakładach „Eben-Ezer” w Dzięgielowie. Podjęła decyzję o służbie bliźnim jako diakonisa, wybrała imię Rachela i to był później jej konspiracyjny pseudonim. Została wyświęcona przez biskupa Kościoła Ewangelicko –Augsburskiego, Juliusza Burschego, 5 sierpnia 1927 r. w Kościele Jezusowym w Cieszynie. Praktykę zawodową rozpoczęła w Szpitalu Krajowym w Cieszynie. Później została skierowana do Golasowic, gdzie prowadziła stację matki i dziecka, a jednocześnie wykonywała zadania repolonizacyjne. Mieszkała w Pielgrzymowicach, które leżały w dawnym zaborze pruskim, na granicy ze Śląskiem. Włączyła się aktywnie w życie miejscowych Polaków, organizowała wycieczki w polskie góry, założyła drużynę harcerek, została drużynową.
W 1938 r. wróciła do Wisły i objęła funkcję siostry pierwszej pomocy. Żyła bardzo skromnie, pomagała najuboższym podopiecznym, zaopatrywała ich w leki i udzielała porad. Nadal wspomagała drużyny harcerskie w Golasowicach i w Wiśle, a także budowę wiślańskich szkół. Była aktywna w Kole Polek.
W czasie II wojny światowej, po rozwiązaniu diakonatu, nadal aktywnie pełniła swoją posługę, pomagając Wiślanom, partyzantom i porzuconym żydowskim dzieciom. Zbierała fundusze i kartki żywnościowe. Pierwszym kontaktem z ruchem oporu było odnalezienie w Dębowcu cennej przesyłki z dokumentami i pieniędzmi, pozostawionej przez pierwszych cichociemnych, zrzuconych w 1941 r. nad Polską. W czerwcu 1941 r. została zaprzysiężona jako członek Batalionów Chłopskich. Rozpoczęła działalność w batalionie, którego głównym celem była pomoc więźniom Auschwitz.
Zaangażowała się w zbiórkę leków, żywności, ciepłych rękawic, skarpet, pieniędzy. Wykorzystywała nawiązane przed wojną kontakty, głównie w ramach działalności harcerskiej i wśród rodzin ewangelickich. Jak pielgrzym – kwestarz, niczym ludzkie sumienie, chodziła wśród swoich znajomych po obu stronach Olzy. Kwoty, które zebrała stanowiły w początkach działalności grupy, ponad połowę budżetu pomocowego. Często udawało jej się zdobyć bezcenne dla więźniów leki, w jaki sposób to robiła, nie dowiemy się już nigdy. Była bardzo odważna, ale też jej zadania były bardzo niebezpieczne. W miejscach, w których poza obozem w ciągu dnia pracowali więźniowie, w ustalanych skrytkach podkładano paczki z żywnością, lekami, odzieżą i korespondencją. W drogę powrotną zabierano raporty zbrodni oraz listy do rodzin. „Rachela” z ampułkami leków, zaszywała się w jakiejś stodole pustego gospodarstwa, gdzie oczekiwała pacjentów w pasiakach, by aplikować im zastrzyki.
Kiedy na trop jej działalności wpadło gestapo, udało jej się cudem wyjść z okrążonego domu na Górnym Rynku w Cieszynie. Nie mogła już wrócić w rodzinne strony, skierowano ją do Warszawy. Została jedną z najodważniejszych łączniczek i kolporterek Komendy Głównej BCh, działała teraz jako Hela Wodecka. Jeździła nadal do Krakowa, przewoziła leki i listy dla więźniów. W czasie jednej z takich akcji, kiedy w Osieku przygotowywała paczki, do domu wkroczyli żandarmi. Zginęła, zastrzelona podczas próby ucieczki 30. grudnia 1942 r. Daremnie szukać jej mogiły na cmentarzach Śląska Cieszyńskiego czy w bardziej oddalonych miejscowościach, ciało spalili hitlerowcy w obozowym krematorium.
Drobna, niepokaźna, zgarbiona, wątłego zdrowia, często udawała staruszkę. Ten niepozorny wygląd nieraz pomagał jej wymknąć się z niemieckich zasadzek. Wszyscy, którzy ją znali, zapamiętali niezwykle serdeczną, bezinteresowną i oddaną wszystkim siostrę. W pracy konspiracyjnej słynęła z odwagi i odpowiedzialności. Otaczała opieką każdego potrzebującego i to opiekuńcze podejście do ludzi wyżłobiło nawet jakiś specyficzny rys na jej twarzy – tak pisał o niej Wojciech Jakiełek, dowódca oddziału Batalionów Chłopskich, do którego należała.
Siostry diakonise żyją dla Boga i dla człowieka, ich działanie to służba chrześcijańska, pełniona bez względu na środki materialne, mocą poświęcenia, to służba miłosierdzia. Taka służbę, pełną wyrzeczeń i miłości bliźniego do końca wykonywała „Rachela”. Działała, narażając codziennie życie, niosąc pomoc tym, którzy najbardziej jej potrzebowali, więźniom obozu zagłady.
Po wojnie została pośmiertnie odznaczona Orderem Krzyża Grunwaldu III klasy i Krzyżem Oświęcimskim.
Przygotowanie i opracowanie: Władysława Magiera