Po przybyciu z Kóz hołdunowscy ewangelicy mieli prawnie zagwarantowane przeprowadzenie dwóch ogólnokościelnych zbiórek pieniędzy na budowę kolonii i kościoła. W rzeczywistości udało się zebrać tylko jedną kolektę, ale i ona musiała zostać przekazana na budowę całej miejscowości. Zamiast kościoła powstała plebania z kaplicą, mieszkaniem pastora i szkoła. Na spełnienie obietnic i marzeń o prawdziwym kościele było trzeba czekać 130 lat.
Ale już w 1800 roku ks. Richter miał przygotowany plan budowy kościoła. Ogólne koszty budowy miały wynieść 4000 talarów. Udało się zgromadzić w sumie 1300 talarów, a na resztę liczono z przeprowadzenia drugiej kolekty i daru patrona parafii. Miał powstać kościół o wymiarach: 18 m długości, 10 m szerokości i 9 m wysokości. Planowano już uroczystość poświęcenia kościoła na 50-lecie parafii, ale spory kompetencyjne o źródło dalszego finansowania — książę, kolekta czy państwo — uniemożliwiły rozpoczęcie budowy. Późniejsze starania ks. Wunstera i ks. Hachtmanna także zakończyły się niepowodzeniem. W roku 1834 fundusz budowy kościoła posiadał już 2800 talarów, ale w dalszym ciągu nie było zgody księcia na dofinansowanie budowy.
Kaplica w domu zborowym już od 1820 roku nie mogła pomieścić wszystkich chętnych nawet w czasie normalnego nabożeństwa, ale patron parafii wciąż nie dostrzegał konieczności budowy nowej świątyni. Dopiero znaczne powiększenie liczby zborowników pod koniec XIX wieku i powstanie kościoła w sąsiednich Mysłowicach, skłoniły księcia do zmiany decyzji. Początkowo patron parafii proponował połączenie kaplicy z pomieszczeniami szkolnymi, ale owa propozycja nie spotkała się z akceptacją parafii. Kolejna wielka uroczystość — 100 lecie parafii — musiała się jeszcze odbyć w przepełnionej kaplicy domu zborowego.
Lata 90-te XIX wieku doprowadziły jednak do przełomu w ?budowaniu? kościoła w Hołdunowie. W 1891 roku w hołdunowskiej parafii gościł generalny superintendent ks. Erdmann. Dostrzegł pilną potrzebę budowy nowej świątyni i obiecał pomóc w realizacji planów parafii. Wspólnie z miejscowym pastorem ks. Sieberem i superintendentem ks. Köllingiem z Pszczyny osiągnęli po czasie wytknięty cel.
W 1898 roku książęcy architekt i budowniczy Scheiner z Pszczyny przedstawił ostateczny plan i opiewający na 83.000 marek kosztorys budowy neogotyckiej świątyni. Ponad połowa pieniędzy miała pochodzić ze środków kościelnych, 1/5 darował patron, a reszta miała zostać pokryta z darów Bratniej Pomocy im. Gustawa Adolfa oraz różnych osób i instytucji. Zborownicy mieli służyć przy budowie darmową pracą.
Budowę kościoła rozpoczęto 22 marca 1900 roku, a 15 czerwca poświęcono kamień węgielny. Przed rozpoczęciem budowy pojawił się problem lokalizacji kościoła. Patron parafii proponował wzniesienie kościoła na wschód od cmentarza (na wzgórzu górującym nad okolicą), parafianie chcieli mieć kościół z zachodniej strony cmentarza. Zdecydowano się jednak ostatecznie budować według wersji proponowanej przez parafię.
Już 10 października świątynia była gotowa w stanie surowym. Prace wykończeniowe trwały przez 1,5 roku. W Święto Trójcy Świętej roku 1902 można było dokonać uroczystego poświęcenia kościoła. Aktu poświęcenia dokonał generalny superintendent ks. Nehmiz z Wrocławia. Rodzinę patrona parafii reprezentowała księżna i brat księcia pszczyńskiego, hrabia Fritz Hochberg. Podarował on do kościoła obraz własnego autorstwa.
Zachowany do dziś obraz przedstawia zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa oraz apostołów Piotra i Jana. Uczestniczący w uroczystościach gen. Woyrsch, prawnuk porucznika Gorga Woyrscha, darował kopię obrazu z portretem swego pradziadka — hołdunowskiego oswobodziciela.
Kościół był dumą hołdunowskiej parafii. W 1922 odnowiono uszkodzony prospekt organowy, a w 1927 roku odbyły się tu uroczystości diecezjalnego święta misyjnego. Skupiony wokół nowego kościoła zbór z nadzieją patrzył w przyszłość.
W drugiej połowie 1945 roku na Górnym Śląsku pojawiły się pierwsze oddziały Armii Czerwonej. Nadciągające wojska radzieckie spowodowały wiele zamieszania również wśród mieszkańców Hołdunowa i okolic. Część osób narodowości niemieckiej przy 20-stopniowym mrozie opuściła swoje domy i ruszyła na daleką tułaczkę. Długą drogą poprzez Czechy lub Wrocław dotarli do różnych części Niemiec i tam znaleźli nowe miejsca zamieszkania. Dnia 18 lutego 1945 roku parafię opuścił ks. Gustaw Uibel, 22 lutego ewakuowano dzieci i siostry diakonise z domu sierot Martineum. Pozostali mieszkańcy Hołdunowa i Lędzin w czasie przejścia frontu wojennego schronienie znaleźli w nieczynnych szybach kopalni Piast lub w piwnicach swoich domów. Przechodzące wojska dokonały dość znacznych zniszczeń w zabudowaniach parafialnych, ale czas największej próby dla ewangelików miał dopiero nadejść. Zbliżały się najtrudniejsze chwile w dziejach parafii.
Niezależnie od przynależnoci narodowej i wyznaniowej wszyscy mieszkańcy Hołdunowa zostali zaliczeni w poczet Niemców i poddani ostremu rygorowi. W najgorszej sytuacji znaleźli się hołdunowscy ewangelicy. Ich położenie pogorszyło się jeszcze bardziej po wprowadzeniu się do opuszczonych domostw przesiedleńców ze Wschodu, których władza komunistyczna zgodnie z zasadą ?rządź i dziel? nastawiała negatywnie do autochtonów. Pierwsze miesiące po II wojnie światowej ewangelicy przeżyli w wielkim zastraszeniu, poniżeniu i trwodze. Mimo, że wielu z nich widziało porozrzucane wokół plebanii książki i dokumenty parafialne, nikt nie miał odwagi podnieść żadnej rzeczy z ziemi, aby nie zostać oskarżonym o przynależność do Niemców. Nawet pozytywnie nastawieni do ewangelików mieszkańcy Hołdunowa wyznania katolickiego w obawie przed represjami często prosili swych ewangelickich sąsiadów o zaniechanie z nimi kontaktów.
Wraz z opuszczeniem Hołdunowa przez ks. Uibla przestał istnieć miejscowa struktura parafialna Kościoła Unii Staropruskiej. Przestał istnieć również Kościół Ewangelicko-Unijny na Polskim Górnym Śląsku. Żyjąc z dala od większych ośrodków miejskich ewangeliccy hołdunowianie przeżyli paromiesięczny okres braku wszelakiej opieki duszpasterskiej. Wówczas do splądrowanych budynków parafialnych wprowadzili się nowi lokatorzy. Na plebanii zamieszkał dyrektor szkoły rolniczej i inni nowi mieszkańcy Hołdunowa. Podobny los spotkał pozostałe zabudowania parafialne. Napis znajdujący się w portalu świątyni: “Kommt alle zu mir” (pol. Przyjdźcie do mnie wszyscy) musiał zostać skuty, ze względu na ówczesną politykę władz (wszystkie inskrypcje niemieckie musiały zostać usunięte).
Pierwszym powojennym duszpasterzem parafii w Hołdunowie został mianowany w dniu 1 kwietnia 1946 roku ks. Leopold Raabe ze Świętochłowic. Swoje obowiązki administracyjne w parafii w Hołdunowie ks. Raabe spełniał nieoficjalnie już od 1 lipca 1945 roku, gdy pojawił się tu po raz pierwszy. W przeciągu kolejnych 12 miesięcy odwiedził 9 razy hołdunowską parafię. W czasie swoich wizyt odprawiał nabożeństwa w miejscowym kościele Św. Trójcy i załatwiał różne sprawy administracyjno-duszpasterskie.
W dniach 23 i 24 stycznia 1946 roku ks. Leopold Raabe w obecności członka Rady Parafialnej Roberta Matuszczyka i wójta wsi Hołdunów p. Musialika dokonał pierwszego po wojnie spisu inwentarza parafii.
Kościół Św. Trójcy zachował się w dosyć dobrym stanie. Z wyposażenia znajdowały się w nim wówczas następujące przedmioty: ołtarz, krzyż, świeczniki, chrzcielnica, ambona, żyrandole, lekko zniszczone organy i komplet dzwonów. Brakowało natomiast części ławek kościelnych, szyb oraz nakryć ołtarzowych i ambonowych. W ogóle nie znaleziono żadnych naczyń komunijnych i sprzętu liturgicznego z ołtarza oraz dywanów i chodników. Nie odnaleziono także żadnych ksiąg metrykalnych i zbiorów archiwalnych. W dalszej części protokołu możemy znaleźć informacje o pozostałych budynkach i gruntach parafialnych. W plebanii zastano lokatorów, co jednak uratowało budynek przed spustoszeniami, które miały miejsce np. w Martineum. Tam sytuacja była opłakana: wszystkie okna powybijano, drzwi stały otworem, a większość pieców porozbierano. Ogromne zniszczenia zastano również na cmentarzu. Zdewastowane groby i pomniki otoczone były kamiennym ogrodzeniem lub drewnianym płotem. Kamienny mur zachował się bez poważniejszych uszkodzeń, natomiast z drewnianego płotu powyrywano na cele opałowe większość sztachet. Ciągłym problemem parafii były nagminne włamania do kościoła. Wielokrotnie zmieniano zamki przy drzwiach świątyni, ale świętokradzcy amatorzy cudzej własności znajdowali po czasie nowe wejścia do kościoła przez wybijane w oknach szyby.
Do końca lutego 1946 roku spisano w całości pozostały majątek parafialny. Różnymi sposobami starano się zabezpieczyć go przed zniszczeniami. Większość obiektów została wydzierżawiona, a w zasadzie to parafia stawiana była przed faktami dzierżawy, z których i tak nie otrzymywała żadnych korzyści majątkowych.
W drugiej połowie 1947 roku administrację parafii przejął ks. Gustaw Gersteinstein. W czasie opieki ks. G. Gersteinsteina nad hołdunowskimi ewangelikami doszło do jednej z najsmutniejszych chwil w dziejach parafii, bowiem parafia utraciła możliwość korzystania z swego kościoła.
Po zakończeniu II wojny światowej ewangelicki kościół Zmartwychwstania Pańskiego w Katowicach został zajęty przez Kościół katolicki. Po dwóch latach starań o odzyskanie tej centralnej świątyni ewangelickiej na Górnym Śląsku udało się parafii w Katowicach zawrzeć ugodę z Urzędem Wojewódzkim i katowicką Kurią Biskupią. Warunki odzyskania kościoła w Katowicach na podstawie zarządzenia Urzędu Wojewódzkiego z dnia 18 lipca 1947 roku były jednak bardzo twarde dla ewangelików: strona ewangelicka musiała się zgodzić na nieodpłatne przekazanie trzech kościołów ewangelickich — w Bytomiu, Siemianowicach i Hołdunowie do użytkowania miejscowym parafiom katolickim.
Protokół zdawczo-odbiorczy hołdunowskiego kościoła podpisano już 20 lipca. Po 45 latach od chwili poświęcenia hołdunowskiej świątyni ewangelicy musieli opuścić swój kościół (jak się potem okazało na zawsze) i przenieść się do małej salki w budynku naprzeciw plebanii. Parafia katolicka oprócz kościoła zajęła również plebanię, która powróciła do swej pierwotnej roli mieszkania dla duchownego. Tylko, że zamiast księdza ewangelickiego zamieszkał tu proboszcz katolicki.
Pozbawieni swojej własności ewangelicy z trudem zaczynali po raz kolejny organizować w nowych warunkach życie zborowe. Przez wiele lat parafii nie udawało się w całości przejąć do własnego użytkowania przekazanego na podstawie umowy budynku. Jedynie na parterze urządzono małą kaplicę, a dwa pokoje na piętrze były ciągle zamieszkiwane przez lokatorów skierowanych tu przez Urząd Gminy w Lędzinach.
Od połowy 1949 roku parafię ponownie obejmuje ks. Leopold Raabe. W czasie administrowania parafią przez ks. G. Gersteinsteina i ks. L. Raabe nabożeństwa w Hołdunowie odbywały się tylko jeden raz w miesiącu. Ówcześni administratorzy parafii w Hołdunowie musieli bowiem obsługiwać wiele oddalonych o setki kilometrów parafii (np. Szopienice, Jelenia Góra, Cieplice), co przy ówczesnym poziomie komunikacji było bardzo trudnym zadaniem.
Podpisanie umowy o przekazaniu do użytkowania kościoła ewangelickiego w Hołdunowie miejscowej parafii katolickiej nastąpiło w bardzo trudnym momencie dziejowym i odbyło się pod presją wielu czynników zewnętrznych. Po czasie parafia rozpoczęła próby odzyskania utraconego mienia, tym bardziej, że Zgromadzenie Parafialne nigdy nie zatwierdziło umowy przekazania kościoła i plebanii. Czynione przez Konsystorz i parafię od 1948 roku próby odzyskania majątku parafialnego nie zakończyły się jednak powodzeniem. Parafianie musieli zatem w dalszym ciągu gromadzić się w małej, o wiele za ciasnej salce-kaplicy. Ze starego kościoła przeniesiono tu obraz z ołtarza i uzyskano nowe ławki. Tutaj odbywały się nabożeństwa, tutaj księża udzielali lekcji religii i nauki konfirmacyjnej.
W dniu 15 września 1955 roku kościół w Hołdunowie na skutek wystąpienia znacznych szkód górniczych uległ bardzo poważnemu uszkodzeniu, także parafia katolicka musiała zaprzestać odprawiania w nim swoich nabożeństw. Przed opuszczeniem kościoła wyniesiono jego wyposażenie wewnętrzne(ławki, ołtarz i organy) i wystawiono je do otrzymanego przez parafię katolicką baraku.
Po opuszczeniu przez katolików uszkodzonego kościoła parafia ewangelicka rozpoczęła w 1956 roku intensywne starania o stwierdzenie praw własności do opuszczonej świątyni i uzyskanie odszkodowania na ewentualną naprawę lub budowę nowego kościoła. W toczącej się rozprawie przed Okręgową Komisją do spraw górniczych w Stalinogrodzie (Katowicach) jako jedna ze stron wystąpił Wydział do Spraw Wyznań Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej. Władze państwowe starały się utrudniać odzyskanie kościoła przez jego prawowitych właścicieli i w swojej opinii przedstawiły całkowicie fałszywe informacje o powojennych losach hołdunowskiej świątyni. Według Urzędu d/s Wyznań właścicielem kościoła był Skarb Państwa i parafia ewangelicka nie miała żadnych praw własności do spornego obiektu. Wobec takiego stanowiska władz wojewódzkich Konsystorz Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego próbował interweniować na szczeblu władzy centralnej, ale sprawa ciągle była odraczana i nie można było uzyskać wiążącej odpowiedzi władz państwowych.
Ustalenie rodzaju i rozmiaru szkód górniczych oraz koniecznych napraw lub ewentualnej rozbiórki trwało również bardzo długo. Pomimo oficjalnego stwierdzenia parafii rzymskokatolickiej w Hołdunowie, że “kościoła nigdy nie uważaliśmy za swój i gdyby nie został zamknięty chętnie odkupilibyśmy go lub dawno zwrócili, gdybyśmy mieli możność budowy kościoła”, w dalszym ciągu trwała blokada w podejmowaniu decyzji o zwrocie kościoła. W tej nienaturalnej sytuacji dochodziło czasami do konfliktów dotyczących możliwości skorzystania z dzwonów przy pogrzebach ewangelików. Dopiero w połowie 1961 roku doszło do pomyślnego sfinalizowania sprawy praw własności do zniszczonego kościoła ewangelickiego.
Dnia 1 października 1961 roku w czasie nabożeństwa połączonego z introdukcją nowej Rady Parafialnej z parafią w Hołdunowie pożegnał się jej dotychczasowy duszpasterz ks. Emil Kowala, a stanowisko proboszcza szopienickiego ośrodka parafialnego (Szopienice-Sosnowiec-Mysłowice-Hołdunów) objął ks. Karol Bauman.
Sprawa uzyskania odszkodowania za zniszczony i grożący zawaleniem budynek kościoła wciąż przeciągała się w czasie. Do ostatecznej zgody na rozbiórkę doszło dopiero w 1967 roku. Roboty rozbiórkowe prowadziła firma budowlano-remontowa z Warszawy, która jako wynagrodzenie za wykonaną pracę otrzymała część cegieł uzyskanych z rozbiórki kościoła. Pozostałe cegły przekazano na budowę Ośrodka Ewangelickiego w Warszawie i na odbudowę kościoła w Wodzisławiu. Zbyt trudne okazało się jednak całkowite usunięcie fundamentów wieży kościelnej. Do dnia dzisiejszego można, patrząc spod nowego kościoła w kierunku cmentarza, dostrzec mały fragment dawnych fundamentów kościelnych.
Przed rozpoczęciem rozbiórki kościoła zdemontowano żyrandole (obecnie znajdują się w kościele w Wodzisławiu), a z wieży zdjęto dzwony kościelne. Kościół posiadał do 1955 roku 5 dzwonów: 3 dzwony stalowe z 1924 roku, 1 dzwon spiżowy zakupiony w roku 1804 przez Ks. Richtera i 1 mały dzwon tzw. godzinowy. Wszystkie dzwony (oprócz zabranego wcześniej przez katolików dzwonu godzinowego) zostały przekazane do przechowania w domach ewangelików w Hołdunowie, a następnie 3 duże stalowe dzwony zostały wymienione na jeden mniejszy spiżowy z ewangelickiego kościoła Ap. Piotra i Pawła w Mysłowicach.
Organy z kościoła zostały przeniesione przez katolików do baraku. Po dokonaniu niewielkich przeróbek, instrument służyły katolikom w Hołdunowie do roku 1989 roku. Po poświęceniu nowego kościoła katolickiego stare organy nie pasowały do jego architektury. Zostały przeniesione do nowego kościoła pw. Bożego Ciała i Św. Barbary w podrybnickim Niewiadomiu. Tam stary instrument odzyskał swoją dawną świetność i do dnia dzisiejszego służy tamtejszej parafii katolickiej.